Wsiąść do pociągu...

...ale nie byle jakiego tylko tajskiego!
Po naszej drugiej podróży sypialnianym wynalazkiem mogę już dawać rady i porady. Za pierwszym razem na wariackich papierach, godzinę przed odjazdem,  kupiliśmy bilet Bangkok - Krabi. Nie wiedzieliśmy co nas czeka ale czytaliśmy entuzjastyczne opinie w necie. Pierwsze wrażenie - załamka, jakiś stare i brzydkie to wszystko.


Humory nam jednak dopisywały, sweet focie i głupawka na całego.













To jest na przykład A. w mojej super różowej pandzie na oczy - looove it!
(powinnam to w sumie wrzucić do rubryki lifestyle w Azji ;p )


Małe pifko na start, no bo w końcu jesteśmy z Polski, i już pełnia szczęścia.
 A odpłynął szybko...


Wkrótce poszłam w jego ślady...


 Obudziły nas jakieś dziwne huki, zgrzyty i tajskie wysokie tony. Aha... zaczyna się robienie łóżek! Super! Mam gdzieś jakiś filmik, ale póki co musi wystarczyć suchy opis. System niesamowity. Błyskawicznie rozkładają dolne łóżko, czarują skądś drugie, kotarka, podusia, kołderka, no buziak na dobranoc i nie ma nas! Oczywiście tłuścioch wpakował mi się do mojego łóżka "na chwilę" i obudziliśmy się rano :)
Jeszcze nigdy po całonocnej podróży nie byłam taka wyspana! Zakochałam się w tych pociągach i tym bardziej z utęsknieniem czekam na ten jedyny, wyśniony, transsyberyjski.


A. przejął dowodzenie na krótką  chwilę.


Następnym razem już nie mieliśmy takiego farta. Chociaż kupowane z tygodniowym wyprzedzeniem bilety z Chaing Mai do Bangkoku, zostały miejsca tylko górne, tańsze ale mniejsze. O spaniu we dwójkę można zapomnieć, sama się ledwo zmieściłam. W dodatku siedzieliśmy obok starszego małżeństwa, które już o 19 chciało iść spać więc nawet na dole nie mogliśmy sobie posiedzieć :( nigdy więcej górnych miejsc!
W dodatku nie udało mi się wysłać urodzinowego smsa do mamusi, trochę lipa.
Wróżka zębuszka widząc, że smuteczek mały jest, zostawiła mi mały prezencik pod poduszką :)

Jesteśmy od kilkunastu godzin w podróży, w tym po 14h w pociągu. 
Zaraz wsiadamy na pokład samolotu, który nas dowiezie do stolicy Malezji, skąd jutro obieramy cel ostateczny (acz nie ostatni!) - Sydney!
Trochę dygam się jak to będzie a póki co... jestem padnięta i regeneruje się hipsterską kawką w Starze yeeah


A., jak przystało jak na prawdziwego mężczyznę, w stresie próbuje ogarnąć na ostatnią chwilę jakieś sprawy w Australii, ja już nie mam siły. 
Co ma być to będzie a będzie dobrze! W Kuala czeka na nas Felicia a w Sydney przyszywany wujek, którego propozycja odebrania nas z lotniska i zgrillowania kiełbasek w najprawdziwszym buszu australijskim była najfajnieszym prezentem noworocznym, dziękujemy!

Może minąć trochę czasu zanim się odezwiemy.
Pozdrawiamy!

5 komentarzy:

  1. Jesteśmy z Wami i śledzimy wszystko na bieżąco:)

    OdpowiedzUsuń
  2. no tak troche juz martwić sie wczoraj o Was zaczęłam, w zwiazku z brakiem jakichkolwiek wieści - jakoś w zapomnienie o mamusi uwierzyć nie mogłam - i słusznie jak sie okazało. No to kochani milego pobytu w Kuala i podbijajcie Australię! powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  3. No i prawie dobrnęliście cali i zdrowi do końca 1 etapu Waszej podróży marzeń, teraz się zacznie 2 etap - Australia, a ja nie ukrywam, że nie mogę się doczekać 3 - ostatniego etapu, czyli Wielkiego Powrotu.
    P.S. Ucałujcie od nas Wujcia mocno, no i słuchajcie Go. Pa, całuski

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki wszystkim za dobre słowo, czekamy w napięciu na lot do Sydney za 2 h... powinniśmy wylądować koło 20.30 - 21 ichniejszego czasu, nie mam siły nawet próbować policzyć która to godzina w Polsce... postaram się króciotko dać znać jak dolecimy, najpóźniej rano dnia następnego.
    Buziaki

    PS. spaliśmy w Kuala u bardzo miłej Malezyjki - Felici poznanej przez CS (couchserfing) i mimo późnej pory zdążyliśmy nawet zobaczyć swie wieże :)

    OdpowiedzUsuń