Kolejny dzien w El Nido

Wczoraj podczas island hopping troche sobie plecy i ramiona przypieklem w opuszczonym klasztorze na jednej z wysepek. Sam klasztor niesamowity. Duzy budynek, wielkie pokoje, schody widokowe, kapliczka na dziedzincu. Jakby letnia rezydencja dostojnikow z Watykanu z jakiegos powodu ostatnio opuszczona.
Do samej pogody przyzwyczajamy sie, temperatury juz dobrze znosimy ale slonce prazy niesamowicie co jest niebezpieczne. 

Dzisiaj poplynelismy na plaze ok 20km od nas ktora kazdy chwali. Plynelismy tam z nie mala przygoda ponad 1,5h. Na srodku oceanu silnik zgasl a my bez zadnego oslonecia sie prazymy w samo poludnie na sloncu. Czapka, dluga koszula, nogi pod kamizelkami a Igus kapelusz, koszula i chusta na nogi. W koncu silnik ruszyl i doplynelismy. Plaza przepiekna, dluga, piaszczysta, palmy kokosowe a woda cieplutka. Iga od razy wskoczyla do wody ja szybko cien i nie zamierzalem z niego wychodzic. Kindle w dlon, na nim dobra ksiazka i calosc w cieniu drzewa kokosowego. Od samego poczatku o czyms takim marzylismy a teraz... trzeba w cieniu lezec.. ale i tak jest super.

Po dwoch stronach widze, ze Iga sobie chodzi przy akompaniamencie fal , idealna sceneria na zdjecie wiec aparat w dlon i ide w jej strone. Gdy dochodze krzyczy, ze okularki zgubila i placz z daleka, na szczescie po chwili je odnajdujemy dryfujace przy plazy. Troche poleniuchowania na plazy i wolaja na obiadek. Wielka usmazona ryba, kurczak, ryz, owocow tez troche. Kazdy najedzony a ryba bardzo dobra. Po obiadku by nie byc nudziarzem w cieniu kokosa decyduje, ze idziemy na spacer plaza. Wysmarowani a ja ubrany ruszamy. Koniec koncow... stanik zgubiony i mocno od slonca przygrzani wracamy po ponad 1h i tutaj informacja, ze juz sie zbieramy. Pakujemy resztke dobytku i okazuje sie, ze i sandalow Igi tez nie ma.... Wracamy do naszej ekipy, wszyscy pija sok z kokosa i dla nas dwa przygotowane. Obok dwa sandaly -  zostawione tutaj podczas obiady. Siadamy zmeczeni i jednak nadal smutni i pijemy sok. Smak wodnisty, dla mnie nic specjalnego ale dobrze nam robi. Po chwili 2 motory podjezdzaja ktore czworka francuzow wypozyczyla, spotkalismy ich po drodze i poprosilem by zrobili rundke po plazy i jak znajda to my bedziemy na jej poczatku. I coz, jeden zwyciezca odnalazl i z trofeum wrocil... Podziekowalismy i jak sie spotkamy w miescie to wisimy im drinka. Trzy zguby i trzy odnalezienia a w tle moje pierwsze zatrucie tutaj... 

Wracamy zmeczeni, lekkie spiecie o balagan w pokoju i walka o internet by obydwie matki byly zadowolone :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz